środa, 26 października 2011

Wiersze

Kiedyś pisałam wiersze...

słowo ciałem sie stało
a miłość zamieszkała między nami

połączyła nasze dłonie
zbliżyła do siebie ciała
otworzyła umysły

zobaczyliśmy świat kolorowym
wszystkie barwy wyostrzyły się
ukazał się nam świat, jakim jest piękny

pozwoliła mówić nam po imieniu
patrzeć sobie w oczy
poczuć ból zazdrości

wprowadziła do życia tęsknotę
wpoiła nam treść przetrwania
wierzyła w nas

i umarła

trzeciego dnia zmartwychwstała
abyśmy nie przestali wierzyć w miłość

Szczęście

"Szczęście jest rezultatem naszego osobistego wysiłku. Trzeba o niego walczyć, dążyć do niego, upierać sie przy nim, a czasami nawet szukać go na drugim końcu świata."
Elizabeth Gilbert
Idealna definicja szczęścia... więc walczmy o swoje szczęście, bo samo ono nie przyjdzie...

czwartek, 20 października 2011

Pasażer

Trudno jest być mamą z dala od taty....
nie, nie użalam się, ale czasami czuje sie taka malutka, taka samotna
męża brak w każdy tydzień, taty brak dla dziecka, pana brak dla psa...
a mama musi radzić sobie sama i radzę sobie, ale, no właśnie jest zawsze to ale, czy musi być?
życie to pasmo wyborów, kiedyś przyżekliśmy sobie miłośc, wierność i że nie opuszczę Cię aż do śmierci - wybór na całe życie - oby...
później pojawiła się Marysia - to też wybór - wybór, że będę mamą, odpowiedzialną osobą za małego człowieka
po drodze były inne wybory, ale teraz nie o nich...
te dwa wydażenia , zmianiają czlowieka na całe zycie, bo małżenśtwo to przysięga bycia z jednym człowiekiem, nie mając męża przy boku ciało co jakiś czas krzyczy, że pragnie dotyku, pieszczot.... a ich brak... dusza krzyczy że chce być podziwiana, zrozumiana i przytulona... ego domaga się dopieszczenia... i tak trzeba radzić sobie samej...
dziecko, jedna wielka niewiadoma, mozolna praca nad krztałtowaniem człowieka, i gdzies w głębi duszy zamartwianie się co z niej wyrośnie, jak pokierować tą iskrą aby wybuchł z niej ogromny ciepły i dobry ogień, przedewszytkim dobry..
dziecko to pewne ograniczenia, chociaż w tym aspekcie nie mogę narzekać bo mam babcię Marysi, która pomoże, posiedzi, utuli do smu, ale jednak brak tej mojej połówki, a jak sie pojawia to na dwa dni w które i tak gdzieś biegniemy a wieczorem padamy ze zmęcznia
im dłużej jest się z drugim człowiekiem, tym trudniej jest razem żyć... bo każdy wie o swoich wadach i zaletach, bardziej o wadach i trzeba je akceptować... wie też o tychże drugiej strony i jak tu z tym żyć, jak dać ciepło, zrozumienie....
wiem, że sztuką bardzo dużą jest być ze sobą ciągle i niezmienne, ale im dalej tym ciężej, szczególnie jak tej połówki nie ma 5 dni w tygodniu.. niektórzy układają sobie życie na nowo... nie osądzam, ale mam świadomość, że każdy ma wady i zakochanie, zauroczenie mija po okolo 6 miesiącach i opada kurtyna która zaczyna pokazywać czlowieka takim jaki jest i znowu zaczynają się schody....
a my ciągniemy ten wózek dalej, w trudzie i malutkich chwilach szczęścia, oby tych chwil szczęścia było więcej... i oby starczyło nam miłości na wiele oddzielnych dni...
najlepsza na troski jest muzyka... więc tańczę...




środa, 14 września 2011

Troszkę spokojniej..

Pomimo tego, iż dopadła nas lekka choroba, chodzimy zasmarkane i lekko kaszlące, Marysia dzielnie chodzi do przedszkola. I tu uwaga: bez płaczu :-) Być może to zasługa babci, bo babcia z anielską cierpliwością prowadza mego szkraba, a ja-mama ja odbieram. Moja córeczka śpiewa piosenki, powoli mówi wierszyki, momentami dzieli się tym jak bawi sie w przedszkolu. Narazie idzie to z oporami, ale troszkę mogę sie czegoś dowiedzieć. Pani przedszkolanka mówi, że Marysia ma już koleżankę.
Wszystko to mnie cieszy, znowu na mej buzi pojawił sie usmiech.
Wiem, że będzie różnie, ale jest lepiej. Słońce znowu u nas świeci
:-)


piątek, 9 września 2011

Czy wytrzymamy?

Nie wiem już zupełnie co mam robić, jak mówić, co mówić, do mojej córeczki aby bylo odrobinę lepiej.
W środę Marysię odprowadziła babcia - było odrobine lepiej. Był płacz, zaprzeczanie, ale Marys poszła. Odebrałam ją ja-mama.
Przyszedł czwartek, i jak każdego ranka, słowa" nie chcę mamo iść do przedszkola". Zjadła, ubrałam ją, włączyłam bajkę. Gdy nadszedł moment wyłączenia tv, Maryś w ryk. Dała się ubrać, ale całą drogę wyła - inaczej tego nie można nazwać. W miarę szybko poszło przebieranie - weszła do sali z lekkim płaczem. Gdy ją odebrałam, opowiedziała po krótce, że się bawiła, spała, jadła. W domu zaczeła śpiewać piosenkę - co spowodowało, że serduszko zaczeło mi sie radować. Druga część dnia - domowa, przebiega normalnie, spokojnie, z usmiechem.
I nadszedł dzień dzisiejszy - " nie chcę iść do przedszkola", to już standart, jedzenie, mycie, ubieranie, bajka. Marysia sama wyłancza bajkę i zaczyna sie płacz. Ubieramy się, wychodzimy z płaczem. Po drodze udaje mi się jakoś zagadać, przestaje płakać - póżniej okazuje się, że to cisza przed burzą. Wchodzimy na schody - liczymy je, Marysia też liczy. Stajemy przed szatnia i zaczyna się wycie, szarpanie, próbuję ją przebrać - Marysia się szarpie, wyrywa wszystkie rzeczy - z boku widzę spojrzenia matek, niektóre normalne, niektóre spojrzenia żmijek. Już nie wiem, co mam robić, nie wiem co mam mówić - nic nie pomaga. Zaczynają być znowu odruchy wymiotne. Bezradna jestem, dlatego wziełam ją na ręce, zdjełam buty i zaniosłam ją taką, nie przebraną, płaczącą, i zasiusianą - skutek stresu. Otwieram drzwi od sali i czuję, że nie wytrzymam, łzy same zaczynają mi płynąć. "Pani Moniko - nie przy dziecku, ona nie może tego widzieć" Wiem, o tym, ale już nerwowo nie wytrzymuję. Droga powrotna we łzach.
Nie rozumiem tylko jednego. Marysia wie, że wraca się po nią, wie że jest kochana, bezpieczna. Podoba się jej w przedszkolu, zaczyna śpiewać piosenki z przedszkola, śpiewa z radością, usmiechem. Wniosek z tego, że jej sie podoba - więc dlaczego rozstania są takie ciężkie? Dlaczego, ile to jeszcze potrwa?
Czy wytrzymamy?

wtorek, 6 września 2011

Następne dni trudniejsze...

Nie spodziewałam się, że będzie aż tak niedobrze...
Piątek był jeszcze dniem z tych lepszych, Marysia przed drzwiami sali staneła, ale jakoś odeszłam. Pani wzieła ją na ręce, a ja uciekłam - inaczej tego nie da się nazwać - do pracy.
Sobota i niedziela rodzinna.
Nadszedł poniedziałek, rano po otworzeniu małych ślicznych oczków" mamo, ja nie chcę iść do przedszkola" Ja- mama tłumaczę, rozmawiam. Ubieramy się i idziemy. Rozbieramy się na korytarzu, zmieniamy buty - wejście do sali coraz trudniejsze - Pani wzieła ją na ręce - Marysia w płacz. Odebrałam ją też spłakaną, zaflukaną, moją małą okruszkę nieszczęśliwą. Nie przypuszczałam, że może być jeszcze gorzej.
A dziś rano powitał nas wtorek, pierwsze słowa po otworzeniu oczków: "Mamo, ja nie chcę iść do przedszkola" Rozmowy tłumaczenia, przekonywania - idziemy. Po drodze rozmowy, tłumaczenia, doszliśmy do przedszkola, przed schodami nawrotka w tył i płacz. Ja-mama córkę na ręcę i powadzę ją na górę jak do jakiegoś przymusowego więzienia. Serce mi pęka po kawałeczku, ale idę twardo. Jesteśmy na górze, chcemy się rozebrać, zaczyna się spazmatyczny płacz, zabieranie swoich rzeczy, tupanie nogami, krzyk - nie chcę iść do przedszkola, ja chcę iść z toba do pracy! i łzy, łzy, łzy. Ja-mama tłumaczę, rozmawiam, Marysia widzi inne dzieci, że rozbierają się i idą do środka, a rodzice wychodzą sami. "Mamusi zostań ze mną", "nie mogę córeczko-muszę iść do pracy" "Mamusi zostań" - " Posiedzę troszkę na korytarzu" " Długo?"
"troszkę" "Długo?" " Troszkę - kocham cię" "Ale ty mnie tu nie będziesz widzieć" " Patrz inne dzieci idą i tam się bawią, założymy twój medal i pójdziesz do sali" Powoli się przebieramy. Otwieramy drzwi, znowu opór - Pani zabiera na siłę - Marysia zaczyna plakać. Ja uciekam.
Droga do domu jest pełna łez, w domu coś na uspokojenie, ale to nie pomaga. Łzy same płyną mi ciurkiem. Momentami się uspakajam, ale za chwilę znowu oczy mam szklane. Najchętniej położyłabym się w domu i tylko płakała, czekała na godzinę odbioru mego szbraba.
Kocham Cię córeczko, pomimo wszystko to Cię bardzo Kocham

czwartek, 1 września 2011

Pierwszy dzień w przedszkolu

Dzisiaj pierwszy raz odprowadziłam Marysię do przedszkola, pewnie to ja bardziej przeżywam te wydażenie niz moja mała. Po wyjściu rozbeczałam się jak bóbr, a moja dzielna dziewczynka tam została, zajeła się zabawą i mam nadzieję, że sobie radzi. Nawet nie miałam głowy do robienia zdjęć z sensem, ale jakieś są na pamiątkę... I znowu chce mi się ryczeć....





Oby dzień jutrzejszy, i następne dni nie były o wiele cięższe...

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

ZOO

Wybraliśmy sie do zoo w Warszawie, jak dla małego dziecka to podróż ponad jej siły, długa droga, tak wiele zakątków do obejrzenia, ale Marysia dzielnie to zniosła, w drodze powrotnej troszkę marudziła, ale była dzielna
:-) Najbardziej spodobał się jej goryl, ogromny, wielki i czarny.


Gepart przechadzał się swobodnie ;-) Poczuliśmy się jak w dżungli.


Wąż zwinięty jak kłębek, ale ta piękna skóra i te oczy, cudeńko




A dla mnie kameleon był ciekawym stworzeniem.




Papugi zaskakiwały swą rewią barw.


Dla babci - mojej mamy cała wycieczka była atrakcją, bo z dala od codziennej monotonni, codziennych zajęć, dla nas też to było odreagowanie od każdego zwykłego dnia :-)

Na drodze stanął nam piękny biały paw.


środa, 27 lipca 2011

każdy dzień w smudze deszczu

Każdy nowy dzień wygląda podobnie, deszcz, deszcz, deszcz. Nie tylko u mnie, nie tylko na podlasiu. Eh...
W istotnym momencie wykonywania zdjęć, córeczka zawsze ma dużo do powiedzenia, więc nie miałam nic innego do zrobienia , tylko zaprosić ją na intrygujące ją tło.



Focenie zawsze było dla mnie czymś pociągającym, dopiero niedawno zaczełam bawić się ustawieniami, i za każda klatką uczę się, uczę, może kiedyś wyrosnę na geniusza hehehe. Moja mała modelka jest bardzo ruchliwa, ale wzieła do łapek starą złodziejkę prądu, i powstało zderzenie współczesności z minioną epoką. Zawsze też, można wejść obok stołu do fotografowania i wcisnąć swoje kochane rączęta, więc nie sposób było uwiecznić ta uroczą minkę.


niedziela, 19 czerwca 2011

łąkowo

Wybraliśmy się , jak w każdą niedzielę na łąkę. Pogoda nie wiadomo jaka, ale zawsze to miłe aktywne spędzenie czasu z całą rodzinką.














sobota, 18 czerwca 2011

sobota, 21 maja 2011